Pokusa „wyciągnięcia wioseł” paraliżuje nasz rozwój ludzki i duchowy
autorstwa Giovanniego Cucciego
Droga każdego człowieka prędzej czy później wkracza „w środek drogi naszego życia”, w sytuację ciemności i przeciętności, w której droga nam rzeczywistość popada w kryzys, zaskakując nas zmęczeniem i zniechęceniem. Epoki historyczne, społeczeństwa i imperia również doświadczają kryzysów, upadków i upadków. Wydaje się, że ten okres trudności i zamętu stanowi samą modalność życia i relacji z Bogiem; kiedy osiągasz pewien punkt, nieoczekiwanie czujesz się zagubiony, nic już nie rozumiesz, czujesz się zagubiony, bez sił, energii, motywacji.
I w całym tym chaosie, a może właśnie z tego powodu, Pan wydaje się nieobecny, a dni, zajęcia, modlitwa, całe dotychczasowe życie staje się nieoczekiwanie puste, nudne, pozbawione sensu: «Po czasie entuzjazmu, charakteryzującym się hojnością, entuzjazmem, pojawia się ponownie pokusa zatrzymania się, „wyciągnięcia wioseł”, zaprzestania walki, rozwoju. Zagnieżdża się w sytuacji nabytej. Czasem włącza się porzucenie powołania, rozwód duchowy, z rozwodem cywilnym lub bez niego” (Imoda).
To zmęczenie dotyka wszystkich i ma swoje reperkusje w sferze zawodowej, apostolskiej i relacyjnej, niebezpiecznie podważając wybory życiowe podejmowane latami, a obecnie uważane za bezpieczne i zabezpieczone przed niebezpieczeństwami. Niektóre z tych trudności zbiegają się z eksplozją dotychczas zaprzeczanej lub tłumionej uczuciowości, która przejmuje swoją rolę: to tak, jakby człowiek znalazł się na rozdrożu lub radykalnie odnowił swój sposób życia, dopuszczając nowe energie i napięcia wyłonić się lub porzucić całą służbę. Trudności te zostały wyraźnie dostrzeżone przez Papieża Pawła VI w odniesieniu do celibatu kapłańskiego, podkreślając jednak problemy specyficzne dla każdego stanu życia: „Trudności i problemy, które sprawiają, że przestrzeganie czystości jest dla niektórych bardzo bolesne lub całkowicie niemożliwe, mają swoje źródło nierzadko szkolenia, które, biorąc pod uwagę wielkie zmiany, jakie zaszły w ostatnich latach, nie jest już w pełni wystarczające.
Nie należy też oczekiwać, że w tych przypadkach łaska wynagradza wady natury”. Słowa te pisane były w miesiącach bezpośrednio poprzedzających erę protestów (słynny rok 68) na płaszczyźnie kościelnej, politycznej, kulturalnej i duchowej. Banalnym byłoby jednak ograniczanie tej diagnozy do samych ram czasowych epoki, w której powstały te słowa: świadectwa na ten temat wydają się bowiem niezwykle zróżnicowane i obejmują najbardziej surowe formy życia religijnego. W 1957 roku R. Voillaume, następca Charlesa De Foucaulda, dla scharakteryzowania tej fazy życia wprowadził termin „drugie powołanie”: „Ludzki entuzjazm ustępuje miejsca pewnego rodzaju niewrażliwości na rzeczywistości nadprzyrodzone, Pan wydaje się nam odległy dalej i dalej w niektóre dni ogarnia nas zmęczenie i łatwiej ulegamy pokusie, aby zaakceptować mniejszą modlitwę lub robienie tego w sposób mechaniczny.
Czystość stawia nas przed trudnościami, których nie rozważaliśmy: niektóre pokusy są nowe; czujemy w sobie ciężar i łatwiej szukamy odczuwalnej satysfakcji. Jednym słowem, stopniowo wkraczamy w nowy etap naszego życia, odkrywając naszym kosztem, że wymagania życia zakonnego są niemożliwe”. Kryzys zatem uznawany przez wiele stron i na który każdy stara się reagować jak może, próbując ocalić to, co mu najdroższe: niektórym się to udaje, innym nie. Wielcy mistycy doskonale zdawali sobie sprawę, że ten problematyczny wiek wpływa również na relację z Bogiem. Na przykład Taulero, dominikanin żyjący w XIV wieku, napisał: „Człowiek może robić, co chce i zaczynać, jak chce, ale nigdy nie osiągnie prawdziwego pokoju, jeśli wcześniej nie osiągnie wieku 40 lat. Do tego czasu człowiek jest zbyt zajęty mnogością rzeczy i natura popycha go tu i tam. Następnie człowiek musi poczekać kolejne 10 lat, zanim Duch Święty, Pocieszyciel, Ten, który wszystkiego uczy, zostanie mu naprawdę przekazany.” Życie mężczyzn i kobiet wszystkich czasów prędzej czy później osiąga krytyczny próg, od którego nie można uciec, radykalnie kwestionując, a może nawet niszcząc wszystko, co udało się dotychczas osiągnąć w różnych sferach własnej egzystencji.