Przypowieść, którą każdy odczuwa, jest jego własną
Matki Anny Marii Cánopi osb
«Przejdźmy do przypowieści, która najbardziej mnie szokuje. Jak Ty, Jezu, to wymyśliłeś i powiedziałeś? Chciałbym wiedzieć, jak to powiedziałeś? Jakim głosem? Och, chciałbym wiedzieć... czy myślałeś o mękach swojego ojca? Do kogo miałeś na myśli? Chcę wiedzieć, czy przypadkiem nie myślałeś o mnie tego dnia, tego wieczoru, w tej chwili…”. Tak napisał ks. David Maria Turoldo, komentując przypowieść o synu marnotrawnym, którą właściwie można nazwać przypowieścią o miłosiernym Ojcu. Każdy czuje, że ta przypowieść jest „jego” przypowieścią. Przedstawia bardzo częstą sytuację. Rodzina z dwójką dzieci: jedno posłuszne, dobre i spokojne, drugie niespokojne, uparte, szukające „doznań”. Pierwszy jest całkowicie oddany pracy, drugi arogancko uzurpuje sobie „swój” udział w dziedzictwie, po czym odchodzi w pełnej autonomii i udaje się tam, gdzie poniesie go serce… I dokąd go to prowadzi? W „dalekim kraju” Ewangelia mówi po prostu. Jest to odległość od Boga, od sprawiedliwości, od prawdziwego dobra.
Krótko mówiąc, marnuje więc cały swój dobytek, czując się biednym i samotnym w kraju, w którym panuje głód. Biedna kraina zamieszkana przez obojętnych, niegościnnych i twardych ludzi, którzy oferują młodemu obcokrajowcowi jedynie możliwość wypasania świń, nie dając mu nawet wystarczającej ilości jedzenia, aby zaspokoił głód. Ale opatrznościowo ta godzina skrajnej nędzy staje się godziną zbawienia. Młody człowiek rzeczywiście pamięta dom ojca, w którym wszystkim, nawet chłopcom, „wszystko w porządku”; potem myśli sobie: „Wstanę i wrócę”. Sumienie jednak mu to wyrzuca; być może pamięta też, jak wychodził z domu, prawdopodobnie pamięta zbolałe spojrzenie ojca. I czuje, że jego serce zostaje przebite, czuje się niegodny. Jak on śmie się pojawiać? Następnie przygotowuje słowa, które ma powiedzieć: «Ojcze, zgrzeszyłem przeciwko Niebu i wobec Ciebie; Nie jestem już godzien nazywać się Twoim synem. Traktuj mnie jak jednego ze swoich najemników” (w. 18-19). W tej podróży do domu możemy dostrzec moment przygotowania do sakramentu pojednania, drogę odbytą ze skruszonym sercem, z pokorą, nawet ze strachem i wstydem. Młodszy syn podchodzi więc do domu i przygotowuje się do spowiedzi. Nie spodziewał się jednak, że jego ojciec będzie tam dzień i noc i bez zmęczenia spoglądał na horyzont. Widząc go, gdy jest jeszcze daleko – dlatego nigdy nie straciła go z oczu – biegnie ku niemu, obejmuje go i całuje, jak ukochane i wyczekiwane dziecko, które przybywa z długiej i niebezpiecznej podróży. A przemówienie, które przygotował syn? Nie może nawet wypłynąć na usta, bo z serca ojca od razu płyną inne słowa: «Szybko przynieś tu najpiękniejszą suknię (...) i świętujmy, bo - oto powód świętowania - ten mój syn umarł, a ożył, zaginął i odnalazł się.” Św. Piotr Chryzolog komentuje: «Syn poszedł do ojca jako winny, lecz ojciec ukrył sędziego i wolał zachowywać się tylko jak ojciec; pocałunkiem odkupił ich grzechy, zamknął ich w uścisku. Ojciec nie zna powolnego miłosierdzia, jego miłosierdzie natychmiast usuwa grzech.” I tak zaczyna się impreza. Ale, niestety, natychmiast rozbrzmiewa niezgodna nuta. To głos najstarszego syna, który się oburza (jest to przeciwieństwo uważania się za niegodnego...) i wyrzuca ojcu niesprawiedliwość (por. ww. 29-30). Ile razy reagujemy w ten sam sposób! «Oto ja to uczyniłem, a nie daliście Mi nic! A ten tam, który się źle zachował, tak dobrze go traktujesz! I takie wypowiedzi wypowiadamy nie tylko w relacjach międzyludzkich, ale także wobec Boga, gdy dopada nas choroba lub jakieś nieszczęście: «Dlaczego? Nigdy nie zrobiłem nic złego i zobacz, co się ze mną dzieje! Z drugiej strony, źli ludzie są w porządku! To rozmowy, które słyszymy codziennie. Ale to są głupie dyskusje. Bóg ma inną miarę, inny sposób widzenia i oceniania rzeczy; nie zamyka oczu na zło, ale ma nieomylny sposób na zmianę sytuacji. Oto tajemnica Boga. A jego metodą jest miłosierdzie, którym posługuje się wobec wszystkich i zawsze. Tak jak wyszedł na spotkanie swego młodszego syna, który wracał do domu nieszczęśliwy, tak wychodzi na spotkanie starszego syna, który również stał się tak ślepy i głuchy, że nie poznaje już swojego brata i nie ma dla niego litości. Roman Melodyfikator ze swoją dużą wrażliwością poetycką oddaje głos ojcu w tej rozmowie: «Słuchaj swojego ojca, jesteś ze mną, nigdy cię nie rozdzielono, ale twój brat przyszedł pokryty wstydem... Jak mogłem tego nie zrobić? współczuć? Jak mogłem nie uratować mojego jęczącego i łkającego syna? Moje wnętrzności urodziły tego syna; Jestem jedynym ojcem obojga; Oddaję Ci cześć, mój synu, bo zawsze mi służyłeś i byłeś mi posłuszny, współczuję ci z tego powodu. Dlatego, mój synu, raduj się! Jezus powiedział: „Więcej będzie w niebie radości z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia” (Łk 15,7). Jest to boska logika, którą staramy się uczynić naszą własną. Roman Melodia z piękną intuicją udziela głosu także swemu starszemu bratu: «Usłyszawszy słowa ojca, najstarszy syn zaczął śpiewać: «Wołajcie wszyscy z radości! Błogosławiony człowiek, któremu odpuszczono winę... Krzyczcie wszyscy z radości, bo mój brat powrócił!'” Jak pięknie! Jest to naprawdę piękna i pożądana interpretacja i konkluzja Ewangelii, którą możemy przyjąć za każdym razem, gdy ktoś z miłością i współczuciem zostaje ponownie włączony do wspólnoty. Jest to autentyczny sposób aktualizacji Słowa Bożego, zgodny z Bożą logiką. Także dlatego, że nikt nie może oceniać innych. Ileż tajemnic w duszach! A co jeśli to ja byłem przyczyną separacji mojego brata? Ojciec wzywa wszystkich na imprezę; przygotuj dla nas bankiet każdego dnia! Stół eucharystyczny jest zawsze nakryty. Kto może czuć się godny przyjęcia Pana do swego serca? Zaraz na początku Mszy Świętej następuje moment pokutny. Następnie tuż przed przyjęciem Komunii, patrząc na kapłana, który podnosi i pokazuje hostię, mówimy: „Panie, nie jestem godzien uczestniczyć przy Twoim stole, ale powiedz tylko słowo, a będę zbawiony”. A Pan daje się nam hojnie. Niestety jednak, niczym synowie marnotrawni, w ciągu dnia marnujemy ten dar Boży; zachowujmy się tak, jakbyśmy tego nie mieli w sercach. Ileż zniewag możemy wyrządzić Panu! Kiedy nie jesteśmy dobrzy, życzliwi, życzliwi wobec naszych braci: jest to obrazą wobec Pana; kiedy nie zachowujemy się dobrze, jest tak, jak gdyby w naszym domu – w naszym intymnym bycie – Pan nie znalazł czystego, pięknego i ozdobionego otoczenia, ale brudne, niegodne Jego otoczenia. Jak możemy żyć według tej przypowieści? Przede wszystkim uświadamia nam, że jesteśmy dziećmi Bożymi, że mamy dziedzictwo, ogromne dziedzictwo łask, których nie można zmarnować, ale które mają stać się owocne. W jaki sposób? Uczyć się żyć w Kościele, w rodzinie, we wspólnocie, w środowisku, w którym żyjemy, jako dzieci i bracia. Miłość miłosierna jest lekarstwem, które może wyleczyć wszystkie dolegliwości ludzkiego serca, a pokora jest cnotą, która wprowadza nas w prawdę przed Bogiem, w odpowiednią dyspozycję do przyjęcia miłosierdzia i stawania się miłosiernymi. Pan nie mówi nam: «Popełniłeś błąd raz, dwa, trzy razy; teraz stój!". Nigdy nie mówi „dość”, ale „zawsze, zawsze, zawsze”. A Syn mówi dalej: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23,34). Czy może być jeszcze miejsce na rozpacz?
O Boże, miłosierny Ojcze,
wszyscy jesteśmy dziećmi
którzy czasami wychodzą z domu,
chcących doświadczyć autonomii,
zwiedzeni, aby realizować się w całkowitej wolności.
Oświeć nasz umysł, oczyść nasze serce,
ponieważ wiemy, jak rozumieć
że odnaleziono prawdziwą wolność
tylko w posłuszeństwie Twojemu Prawu,
zakochany w Twoim Słowie,
w którym znajduje się Życie i prawdziwy Pokój
i radość nieskończonego serca. Amen!